Kiedy wybierałam się na
wycieczkę objazdową "Maroko – Cesarskie miasta”, wiedziałam, że chcę
zobaczyć piękne mozaiki, spróbować słodkich pomarańczy, pójść na bazar, pospacerować
po raz pierwszy w życiu po plaży nad oceanem. Takie były moje oczekiwania.
Nie sądziłam, że standardowa, tygodniowa „objazdówka” tyle razy mnie zadziwi. I o tej wycieczce planuję napisać niejeden post, a czy mi to wyjdzie, to się okaże:)
Kiedy wylądowaliśmy w nocy
na lotnisku w Agadirze, wraz z silnym wiatrem z nad oceanu poczułam zapach ryb. Kilka mieszanych małżeństw z dziećmi leciało samolotem razem z nami, kolejne przyleciały innymi samolotami z Europy. Witały ich na lotnisku stęsknione rodziny. Wszyscy Marokańczycy byli bardzo ciepło ubrani. Rezydentka poinformowała, że jest zimno - około 20 stopni. Kiedy wyjeżdżałam na lotnisko 25.10 października, było tylko 7 stopni w ciągu dnia... więc za bardzo tym ich "zimnem" nie zmartwiłam się. Dostaliśmy też dobrą radę, że warto wymienić już tutaj, na lotnisku, jakieś 50 Euro na miejscową walutę, bo następnego dnia w
Maroku ma być święto, będą zamknięte banki i dobrze będzie mieć kilka dirhamów na przysłowiową kawę. 50
Euro… na jeden dzień? Takich wydatków mój skromny budżet nie przywidywał, ale wymieniłam.
Nocleg w hotelu, rano śniadanie.
Ja, mięsożerny człowiek, bardzo obawiałam się hotelowych, francuskich śniadań. Ale po pierwszym śniadaniu pomyślałam sobie, że nie jest aż tak źle. Były bułeczki słodkie, croissanty, naleśniki, 3 rodzaje dżemu, pomidor, oliwki, ser, jajko na twardo, masło, świeże pieczywo, kawa, herbata - dam radę! Po śniadaniu pierwszego dnia, już w autokarze, pilot uprzedził, że na całej trasie te śniadania będą skromne. Podstawa to: kawa, herbata, croissanty, pieczywo, dżem, a jako bonus: może oliwki zielone lub oliwki czarne, albo dwa rodzaje oliwek, albo pomidor, albo jajko, albo drugi rodzaj dżemu, albo trzeci rodzaj dżemu itp. Wszyscy wzięliśmy to za żart i wymieniliśmy co było na śniadanie. Na co on odpowiedział: "hmm... wygląda na to, że dali wam bonusy z całego tygodnia...". I znów w autokarze wybuchł śmiech. Następnego poranka i następnego, i jeszcze następnego... wiedzieliśmy już, że on wcale nie żartował!